Stalowy Sokół- czyli pierwszy, maleńki, nieśmiały krok w stronę IRONMANA...(Element Planu Rocznego)
- challenge yourself journey
- 22 sie 2016
- 4 minut(y) czytania
Dopiero dziś, gdy emocje już nieco opadły, a zmęczenie przeszło z fazy max do medium, mogę napisać parę słów o ukończonych niedawno- NAJWAŻNIEJSZYCH dla mnie zawodach w tym sezonie. Zawodach, które otwierają moją długą drogę do ukończenia w przyszłości pełnego dystansu IRONMANA.
Dla tych z Was, którzy jeszcze nie wiedzą czym jest IRON: są to zawody triathlonowe organizowane przez World Triathlon Corporation. Dystanse które wchodzą w skład tego wyścigu to 3,86 km pływania na otwartym akwenie+ 180,2 km jazdy na rowerze+ 42km 195m biegu.
Mistrzostwa Świata w wyścigach IRONMAN odbywają się rok rocznie w październiku na Hawajach w mieście Kona.
W Europie organizowane są starty, które kwalifikują do występu w Kona. W Polsce takimi miejscami jest Borówno i Wolsztyn.
Zapragnęłam zdobyć tytuł Człowieka ze Stali już dawno temu. Mimo wielu przeciwności, nie zrezygnowałam z tego pomysłu i w ubiegłą sobotę wykonałam pierwszy krok w tym kierunku- rozpoczęłam swoją przygodę z triathlonem biorąc udział w zawodach w Jaworznie.
TAURON Triathlon 'Stalowy Sokół' był 10, jubileuszową edycją tego wydarzenia. Dystans, który mieliśmy do pokonania to super sprint: 400m pływania+ 10 km jazdy na rowerze+ 3 km biegu.
Wydawać się może, że to pestka. Powiem tak- każdy dystans z osobna, jak najbardziej-pesteczka wręcz. W połączeniu-....proponuję spróbować i przekonać się na własnej skórze;)
Stresu , który towarzyszył mi aż do momentu wbiegnięcia do wody- nie mogę do niczego porównać. Przyznam że sama byłam zdziwiona, że tak to przeżywam, ponieważ należę do ludzi których stres na co dzień nie dosięga...przynajmniej tak było do ubiegłej soboty;)))
Zakładam, że mogło to być spowodowane również faktem, że startowałam solo- Michał nie zdecydował się mi towarzyszyć na trasie, choć świetnie sprawdził się w charakterze supportera.
Start zaplanowany był na godzinę 11.00. Pakiet startowy miałam odebrać między 8.30-10.00
Na miejscu byliśmy ok 9.30.

w skład pakietu wchodziły: 2 numery startowe ( jeden do przymocowania na rowerze, drugi na koszulkę), czepek startowy z nadanym numerem, wejściówka do strefy zmian, chip pomiaru czasu na kostkę, pamiątkowa koszulka i ręcznik.
Po ulokowaniu sprzętu w strefie zmian, słuchamy jeszcze informacji organizacyjnych.

Ostatnie rady i sprawdzenie.

O 10.55 jesteśmy już na linii brzegowej zalewu Sosina. Do pokonania mamy 400 metrów.


Ruszamy!
Kocioł w wodzie, który tworzy się po wspólnym starcie jest masakryczny. Będę go wspominać jeszcze długo. Na pierwszych 200 metrach dostałam kopa w przeponę od chłopaka płynącego przede mną. Nieszczęśliwie się złożyło, że akurat brałam wdech...nie wchodząc w szczegóły- cofnęło mnie trochę w tył, napiłam się wody i walczyłam o oddech. Sytuacji nie polepszał fakt, że las rąk i nóg wiosłujących zawzięcie z przodu i z boku powodował falę, która zalewała twarz.
Nie wpadłam w panikę i myślę że to mnie poniekąd uratowało. Ale o ukończeniu pływania na początku stawki nie było już mowy. Po opłynięciu łódki, która wyznaczała 200 metrów od linii brzegowej, zaczęłam przyspieszać na ile to było możliwe i wybiegłam z wody jako 5 w swojej kategorii wiekowej, 15 w generalce.

ta z krzywymi nogami, na pierwszym planie to ja;)
Po wybiegnięciu pod górkę i dostaniu się do strefy zmian, szybko ubieram spodenki, koszulkę, kask i buty. Wszystko idzie sprawnie. Opuszczam strefę i rozpoczynam odcinek rowerowy.


Dystans, który mam do pokonania to 10 km po lesie. Dróżka z kamieniami, korzeniami, piaskiem- cross 100%. Pruję ile sił w płucach, nogi nie słabną, mięśnie stabilizujące pomagają bardzo. Opłaciło się codzienne wzmacnianie. Wyprzedzam mnóstwo ludzi- mężczyzn i kobiety. Wyprzedzam nawet profesjonalne zawodniczki. Jadę mądrze, nie zakopuję się w piachu, omijam dziury i korzenie- o ile to możliwe. Na ostatnim kilometrze jest krótki, ale dość stromy podjazd. Noga podaje ładnie, kilka mocnych ruchów i już widzę ponownie strefę zmian. Na rowerze nadrobiłam niesamowicie- nie spodziewałam się tego. Międzyczasy mówią, że po tym odcinku zajmuję 4 pozycję w swojej kategorii i 8 w generalce.
Czuję się bardzo dobrze, sprawnie odwieszam rower, ściągam kask i wybiegam ze strefy. Przede mną ostatnie 3 km biegu. I w tym momencie dobra passa znika jak kamfora. Dzieje się chyba najgorsza możliwa rzecz- łapie mnie kolka. Jestem wściekała, ale nic nie mogę poradzić. Truchtam, ale nie biegnę. Najgorsze jest to, że siły mi nie brakuje. Blokuje mnie natomiast okropny ból. Mija mnie sporo osób. Dopiero od połowy dystansu kolka nieco odpuszcza- nadal jednak biegnę zgięta w pół. Na ostatniej prostej do mety, niesiona dopingiem, wyprzedzam jeszcze jedną Uczestniczkę. Wiem jednak, że bezpowrotnie straciłam szansę na podium.

Dobiegam jednak szczęśliwa- wiem że pierwszy krok w stronę IRONA za mną. Z każdym kolejnym będę silniejsza i mądrzejsza. Ostatecznie kończę wyścig na 6 miejscu w swojej kategorii wiekowej i 23 w generalce. Biorąc pod uwagę, że to debiut i że już od pierwszej konkurencji musiałam walczyć z 'przeciwnościami'- jestem zadowolona. Walczyłam do końca i nie odpuściłam. Wiem, że na ten moment zrobiłam wszystko co w mojej mocy. Kolka wysiłkowa nie pozostawia dużego pola manewru. Nie zmienia to faktu, że realnie- gdyby nie ona- uplasowałabym się w pierwszej 6 generalki. 3 pierwsze miejsca były niedoścignione , ale o dalsze mogłam powalczyć.
Przełykam jednak tą na wpół gorzką pigułkę. Moja Rodzina jest ze mną. A to dodaje mi skrzydeł.
Za rok na pewno tu wrócę! I powalczę znów! O pudło;)

Zmęczenie jest ogromne, ujawnia się jednak na dobre dopiero po paru godzinach- kiedy adrenalina opada.
WARTO było przeżyć to wszystko- ból i wyrzeczenia podczas przygotowań. Ten maleńki krążek potwierdza bowiem, że kolejne moje marzenie staje się rzeczywistością. Jestem ogromnie zmęczona i nie mniej szczęśliwa.
I będę powtarzać aż do końca moich dni- CHCIEĆ TO MÓC. Ludzie, którzy nie osiągają sukcesów i nie realizują swoich planów, nie są mniej utalentowani czy inteligentni- oni po prostu za słabo CHCĄ.
Czołem!
Comments